Translate

środa, 26 lutego 2014

1:0

Hej :) Wracam! Znowu po długiej przerwie, ale niestety tak wyszło. Mam nadzieję, że od teraz będę dodawała rozdziały co tydzień :) Czytajcie, wyrażajcie swoje opinie ;3
   Cara zeszła na dół po dwudziestu godzinach siedzenia pod kocem w swoim pokoju, bo dziś był jej pierwszy dzień szkoły. Fakt, postąpiła zbyt pochopnie zrywając bransoletkę z ręki swojej siostry, która okazała się jednak własnością Jade. Po prostu nie spodziewała się, że babcia wręczy identyczną swojej drugiej wnuczce. Na samą myśl o tym incydencie ogarniał ją gniew i żal. Teraz siedziała obok Noela, kurczowo trzymając szklankę z zieloną herbatą. Miała ochotę zjeść swoje paznokcie, ale nie chciała zepsuć swojego manicur'u, który zrobiła sobie u kosmetyczki, więc bawiła się filcową podkładką pod talerz.  W końcu zdecydowała się wydobyć z siebie słowo.
-Gdzie Jade? Chciałabym ją przeprosić- spytała brata.
-Pojechała szybciej, bo musiała kupić po drodze jakąś książkę. Rodzice stwierdzili, że w t a k ważnym dniu ją odwiozą. Fajnie, że o nas zapomnieli. Teraz muszę jechać autobusem, bo moje auto jest u mechanika.-Noel był wpatrzony w miskę leżącą przed nim.
Carolyn poczuła ciepło na sercu i miłe poczucie nadziei.
-To już jej n i e lubisz?
-To niezbyt trafne określenie...Sam nie wiem. Rodzice przesadzają. Ona z resztą też. Jara się d o s ł o- w n i e wszystkim. Zaczynam ją trzymać na dystans.
'TAK!!'- chciała krzyknąć do brata, ale udawała, że nic jej to nie obchodzi.
-Ja też jej nie ufam. Nawet nie mam zamiaru z nią rozmawiać w szkole! Biedna, pewnie sama będzie musiała zjeść lunch.
Kiedy to powiedziała, poczuła wyrzuty sumienia, ale wiedziała, co knuje jej siostra... A może jej się tylko wydawało, że Jade jest fałszywa?
~~~
Crolyn pożegnała się właśnie z Zac'iem, który zaproponował jej, że może podwieźć ją do szkoły.
-Do zobaczenia na lunchu!- Rzuciła i poszła w stronę ruchomych drzwi.
Korytarze były czyste i przestronne. Wszystkie ściany pokrywały okna i szafki uczniów. Na niebiesko-żółte podłogi rzucały się jasne refleksy od słońca przebijającego się przez szklaną kopułę. Cara weszła do sali, na której było napisane: ZAJĘCIA ARTYSTYCZNE, PAN HEMMINGTON. Otworzyła dębowe drzwi i zajęła wolną ławkę. 
Lekcja trwała od jakiś dziesięciu minut i do klasy wparował chłopak o ciemnych włosach i dużych, brązowych oczach. Douglas. Wszedł po cichu i zajął jedyną wolną ławkę- obok Cary.
-Dobrze, a więc wasze zadanie na dziś to narysowanie swojego partnera z ławki- powiedział zachrypniętym głosem pan Hemmington.
Carolyn poczuła uczucie gorąca. Miała narysować Douglas'a? Najpopularniejszego i najprzystojniejszego chłopaka w TrentonDay? Co jak się wygłupi? Fakt, umiała rysować i to cudownie, ale bała się poniżenia. Jej sąsiad zabrał się do rysowania bez słowa ze znudzoną miną.
Po dwudziestu minutach Cara siedziała nad swoją pustą kartką i bała się ruszyć ołówkiem. Dziewczyna spojrzała ukradkiem na pracę Douglas'a. Rysował idealnie. Wszystkie detale, kształt ust i włosy opadające kaskadą na plecy dziewczyny na rysunku... To znaczy Cary. Uznała, że na rysunku wygląda nawet lepiej, niż w rzeczywistości. Nagle poczuła skurcz w żołądku. Nie może pokazać pustej pracy.
-Przepraszam, strasznie rozbolał mnie brzuch...- powiedziała cicho Cara.
-Wiesz gdzie jest pielęgniarka? Kto wie?- spytał nauczyciel.
Zgłosiła się szczupła dziewczyna o brązowych włosach,pięknych, dużych oczach i niespotykanie długich rzęsach.
-O, to idź z koleżanką.
~~~
-Naprawdę cię boli brzuch?- spytała dziewczyna.
-Nie. Nie chciałam rysować tego głupiego rysunku.
-To tak jak ja. Siedziałam z chłopakiem o imieniu Austin, który miał trądzik na całej twarzy- dziewczyna spojrzała kątem oka na Carolyn.- Nawet nie wiem, gdzie jest pielęgniarka, wcześniej chodziłam do publicznego liceum.
-To chyba musimy przeczekać tę lekcję na korytarzu- uśmiechnęła się do nowo poznanej koleżanki.
-Mnie to odpowiada. Nazywam się Nicole Kennedy- odwzajemniła uśmiech.
-Cara Evans, miło mi.
Do końca lekcji siedziały we dwie na schodach prowadzących na drugie piętro i rozmawiały. Opowiedziały sobie swoje historię i Cara naprawdę polubiła nową koleżankę. Miały tak podobne charaktery, lubiły taką samą muzykę, seriale i obydwie nienawidziły matematyki i ekonomii. Tak jakby znały się już i przyjaźniły od lat.
~~~
Było po trzynastej i Carolyn szła właśnie do szkolnej kafejki, gdzie mieli zjeść lunch z Zac'iem. Już na wejściu poczuła silny aromat kawy i naleśników z syropem klonowym. Wszystkie stoliki były niebieskie i wyjątkowo czyste, jakby nikt tu nie jadał. Na każdym leżały żółte serwetki w groszki i cukierniczka w kształcie litery T. Rozejrzała się dokoła i zauważyła swojego kolegę rozmawiającego z jakimś wysokim chłopakiem w glanach, stali przy automacie do kawy..
Poszła od razu do kolejki, aby kupić sobie jakąś kanapkę i latte macchiato. Wpatrzona w to, co robi kobieta pracująca w bufecie, nie zauważyła, że ktoś na nią patrzy. Kiedy wzięła kanapkę, spojrzała przed siebie i zauważyła Jade, która nagle wyrosła przed nią, jak spod ziemi.
'Biedulka, pewnie nie ma z kim zjeść lunchu'- pomyślała Cara.
-Hej, Cara. Jesz sama?-spytała niewinnie.
-Em, no...-Carolyn wiedziała, że nie może jej odmówić, ale nie chciała spędzać z nią czasu.
W jednej sekundzie obok Jade stanęły Victoria, Melissa i Riley.
-Jade! Wszędzie cię szukamy. Idziesz z nami zjeść?-powiedziała przywódczyni ich grupy.
-Jasne. Chciałam tylko jakoś pocieszyć moją siostrę, bo nie ma z kim usiąść i porozmawiać.
-S-słucham?!- Siostra wbiła w nią gniewny wzrok.
-To znaczy.- Jade zrobiła chwile pauzy, jakby nad czymś myślała.-Wiem, że chcesz usiąść z nami, ale...
-Nie jadamy z luzerami- dodała Melissa jadowitym tonem.
Carolyn stanęła jak wryta, wpatrzona tylko w fałszywy uśmiech swojej siostry i zmieszanie wymalowane na twarzy Victorii.
~~~
Po szkole, Carolyn nie miała ochoty wracać do domu. Czekali tam na nią rodzice, którzy pewnie mają ją teraz za najgorszą córkę na świecie. Tym bardziej w porównaniu z Jade. Problem w tym, że nie miała dokąd pójść. Znała tylko Zac'a i Nicole. Weszła na parking i szukała wzrokiem samochodu Noel'a. Pewnie już jest w domu, bo nie widziała jego auta. Została jej tylko komunikacja miejska, której nienawidziła. Ruszyła w stronę przystanku i zauważyła Nicole z jakąś dziewczyną, siedziały przy witrynie w jakiejś cukierni. Nowo poznana koleżanka zawołała ją gestem do kafejki. Okej, w końcu nie musi iść do domu. Otworzyła ciężkie, metalowe drzwi i nad jej głową zadzwonił mały dzwoneczek. Poczuła słodki zapach ciasteczek i parzonej kawy. Szła obok dębowych stolików, na których spoczywały kolorowe kwiatki i menu.
-Hej, miło cię znowu widzieć!
-Hej, Nicole.
-To moja przyjaciółka Ariana.
Ariana była śliczną blondynką, z dużymi niebieskimi oczami i idealną cerą. Wydawała się miła, kiedy uśmiechała się i pokazywała swoje śnieżnobiałe zęby.
-Hej, jestem Ariana.
-Cara.
-Usiądziesz z nami?- spytała Ariana.
-Jasne.
Wszystkie dziewczyny zamówiły sobie po francuskim ciasteczku z owocami sezonowymi i rozmawiały o swoim dniu w szkole. Carolyn dowiedziała się wszystkiego o wszystkich nauczycielach i większej części uczniów. Nie śmiała się tak jak dziś, odkąd wyjechała z Nowego Jorku. Było już po osiemnastej i koleżanki zabrały się do wyjścia.
-Muszę iść na jakiś autobus, wiecie co jeździ na Boar Lane?-Powiedziała Cara z przygnębieniem na twarzy.
-Na Boar Lane? Mieszkam tam! Dokładniej na Boar Lane 16.
-Ja na Boar Lane 12, mieszkam tam od paru tygodni- uśmiechnęła się do Ar.
-No co ty?  To ty wprowadziłaś się do tego domu naprzeciwko? Nie było mnie w domu całe wakacje i parę dni temu dowiedziałam się, że ktoś się  tam wprowadził. Chodź, podwiozę cię.
~~~
Carolyn weszła do domu i zapaliła światło. Serce podskoczyło jej do gardła, kiedy nagle zobaczyła jakąś postać w ciemnym korytarzu.
-Ale mnie przestraszyłaś!
-Czemu jesteś w domu tak późno? Skończyłaś lekcję cztery godziny temu i na dodatek nie odbierasz telefonu!-Syknęła mama.
-Przepraszam, byłam z koleżankami na kawie. Miałam tam słaby zasięg.
Pani Evans wbiła w nią gniewny, zimny wzrok, jakby nie wierzyła w ani jedno jej słowo i weszła do kuchni. Wszędzie unosił się zapach indyka i szpinaku. Carolyn wmaszerowała na górę i weszła do swojego pokoju. Na łóżku leżała różowa karteczka z napisem: 'DO CARY'. Rozwinęła ją i zobaczyła kształtne, równe litery. 'PRZEPRASZAM, ZA TO W SZKOLE. GŁUPIO WYSZŁO, ALE NAPRAWDĘ CHCIAŁAM, ŻEBYŚ Z NAMI USIADŁA. ROZEJM? XX, JADE.
Po przeczytaniu liściku Carolyn parsknęła śmiechem, podarła kartkę na tysiąc kawałków i wyrzuciła do małego kosza na śmieci w kwiatki. Dobrze wiedziała, że Jade chciała ją upokorzyć i zrobić jej na złość. Po chwili weszła do pokoju, który należał do Jade. Otworzyła szybko dębowe drzwi i zobaczyła swoją siostrę, która siedziała na wielkim łóżku z baldachimem i pisała coś w zeszycie oprawionym w jakąś dziwną, kolorową okładkę.
-Co ty sobie wyobrażasz?! Przecież wiem, że wszystko zrobiłaś specjalnie, chodzi mi o to w szkole.
-Wcale nie! Przecież chcę się z tobą zaprzyjaźnić.- Jade mówiła dziwnie nie przesłodzonym tonem.
-Przestań. Nie jestem głupia i nie próbuj robić ze mnie idiotki.
Siostry wpatrywały się przez chwilę w siebie, jakby widziały się pierwszy raz w życiu.
-Od teraz zaczynam grać tak jak ty, Jade.
~~~
Pół godziny później rodzina Evans siedziała przy dużym stole jedząc kolację. Rodzice rozmawiali o firmie, a trójka rodzeństwa jadła w ciszy. Carolyn zastanawiała się, czemu rodzice jeszcze nie rozmawiali z nią o tym, jak zerwała bransoletkę swojej siostrze. Nie musiała długo czekać.
-Chcemy z tobą porozmawiać, Carolyn.
Następne pięć minut rodzice mówili o tym, jak ważne jest rodzeństwo i że Jade jest trudno w Trenton.
-Ona sama nie jest aniołem-powiedziała głośno Cara.
Usłyszała dźwięk swojego telefonu i mimowolnie spojrzała na Jade, która spojrzała na nią... dziwnie.
-Muszę wyjść do łazienki, zaraz dokończymy tę rozmowę- rzuciła, bo wiedziała, że rodzice nie pozwolą jej odejść od stołu, aby sprawdzić telefon.
Weszła do toalety i zatrzasnęła drzwi. Na ekranie widniało imię JADE.
'Wiem, co się stało w Nowym Jorku,Właściwie w Londynie... To co- rozejm?'
Ręce Carolyn zaczęły się trząść. 'Nic nie wiesz'- pomyślała i próbowała zachowywać się normalnie.
Kiedy weszła do salonu, Jade uśmiechała się do niej chytro.
-Ja muszę wam jeszcze o czymś powiedzieć... Carolyn mnie ośmiesza przed swoimi koleżankami- wypaliła.
-Słucham?!- wrzasnęła Cara.
Zaraz po tym, Jade opowiedziała rodzicom o całym incydencie w szkolnej kafejce, ale to Carolyn była na miejscu swojej siostry i zastąpiła imiona Riley i Melissa- Arianą i Nicole. Niestety, nie mogła nic z tym zrobić, bo przecież ona w i e, co działo się w Londynie.
Po tym wszystkim, kiedy dostała już karę i reprymendę, Jade, z niezniszczalną pewnością siebie,powiedziała bezgłośnie do siostry: 'Jeden zero dla mnie' i wyszła z salonu.

sobota, 11 stycznia 2014

Wszystko (prawie) jak dawniej

Hej, moi Mili! Przedstawiam Wam pierwszy rozdział NOWEGO opowiadania! Może niektórzy z Was wiedzą, że przez jakiś czas pisałam inne opowiadanie, ale troszkę zaniedbałam bloga i wpadłam na nowy pomysł :) Tego nie lubię w początkowych rozdziałach, bo wszystko dopiero potem zaczyna się n a p r a w d e rozkręcać :> Piszcie swoje opinie, czytajcie :3 Za małe błędy przepraszam, ale nie do końca miałam czas jeszcze raz sprawdzać poprawność wszystkich zdań itd. ;)

                                                         :)

   Cara Evans, piękna, szczupła szatynka o długich, lśniących włosach malowała właśnie swoje duże, ciemne oczy  przed lustrem w przestronnej łazience pokrytej ze wszystkich stron marmurem. Dzisiaj nawet makijaż jej nie wychodził. Dzień zapowiadał się okropnie, poczynając od potknięcia się o pufę w swoim nowym pokoju, kończąc na wylaniu herbaty na nowiutki dywan shaggy w sypialni rodziców.
Piętnaście minut później rodzina Evans siedziała przy okrągłym, dębowym stole dla sześciu osób. Nowy dom w Trenton był piękny, duży i nowoczesny. Wszystkie pomieszczenia urządzone praktycznie i stylowo. Dopracowany był każdy detal. Rodzice włożyli w ten dom dużo pracy i pieniędzy. Cara nie mogła się przekonać do cudownego gniazdka (jeżeli można tak nazwać mieszkanie, w którym są cztery garderoby i trzy łazienki) z wielkim ogrodem i basenem, w mieście położonym sto kilometrów od Nowego Jorku- jej rodzinnego miasta. Była za bardzo przywiązana do ich apartamentu na Manhattanie.
-Noel, ogarnij swój pokój, nadal leży tam pudło z twoimi rzeczami, choć przeprowadziliśmy się dwa tygodnie temu!- skarciła syna pani Jessica.
Przeprowadzili się w ostatnie dwa tygodnie wakacji. Już po tym weekendzie szli do nowej, prywatnej szkoły. S u p e r.
-No właśnie, przecież dziś przyjeżdża Jade! Urządzamy dla niej przyjęcie- zachęcał pan Michael.
Jade. Noel i Carolyn dowiedzieli się o niej jakiś czas temu. Wychowywali ją przyjaciele ich rodziców w Europie, ponieważ czternaście lat temu dostała się do jednej z najlepszych szkół muzycznych na świecie. Zaczęła się tam uczyć, odkąd miała cztery lata, a przeprowadziła mając rok, akurat wtedy, gdy Cara dopiero, co się urodziła. Rodzice ją odwiedzali. Ze względu na swoją wielką firmę,  często jeździli na różne delegacje, najczęściej do Europy. Właśnie ukończyła tę szkołę ze stypendium naukowym i zechciała się przeprowadzić do biologicznych rodziców. Ciekawe po co. Dostała się do TrentonDay, prywatnego liceum, do którego wybiera się jej pozostałe rodzeństwo. 
~~~
   Cara siedziała oparta łokciami o aneks kuchenny z marmuru i oglądała, jak firma organizująca imprezy przyszła pomóc w przygotowaniach przyjęcia dla Jade. Nikogo tutaj nie znała, więc nie miała nic ciekawego do roboty. Do swojego pokoju nie miała wstępu, bo jeszcze sprzątała tam wynajęta przez nich sprzątaczka, która wycierała kurz, który podobno zebrał się na górze po wniesieniu mebli do pokoju Jade. Cara przywykła do tego typu imprez, bo w Nowym Jorku rodzice organizowali je praktycznie co tydzień.
-Przyjdzie cała dzielnica!- Zaszczebiotała mama na widok córki.-Parę uczniów chce zrobić zdjęcia do szkolnej gazetki. Mają rubrykę 'Imprezy tygodnia' i nominowali właśnie naszą! Przyjdzie prawie cała twoja szkoła, uwielbiają takie imprezy!
-Mamooo!- jęknęła przeciągle, ale pani Jessica odeszła sprawdzić, czy przekąski są dobrze ułożone.
Cała szkoła? Jeszcze tego brakowało. Będzie się tym denerwować aż do zakończenia imprezy. W swojej starej szkole była jedną z najpopularniejszych dziewczyn. Głównie ze tego względu, że przyjęli ją na praktyki do jednej z najpopularniejszych gazet o modzie w Ameryce.Jej marzeniem jest zostać projektantką i naprawdę była blisko szczytu, kiedy drzwi do świata mody stały do niej otworem, ale jej rodzina musiała akurat wyprowadzić się do Trenton.Oczywiście miała szanse dokończyć staż, tylko codziennie musiałaby jeździć sto kilometrów do Nowego Jorku. Ma jeszcze miesiąc na zastanowienie się.
~~~
Cara wyszła na spacer, jeszcze raz poznać okolice, bo męczyło ją już siedzenie w domu. Po obejściu pobliskiego parku i podziwianiu przystojnych chłopaków ze swoimi psami, weszła na podjazd i zauważyła bardzo dużo samochodów pod jej domem. 'Już?! Tylko żeby nie było jeszcze Jade, tylko żeby nie było Jade!'- mówiła w myślach i powoli weszła do środka. Dom roił się od nastolatków i ich rodziców. Wszyscy byli ubrani w markowe ciuchy. To jedyne, co spodobało się Carze, sama nosiła takie ubrania. 'Uff, nie ma jeszcze Jade'. Usiadła znudzona na skórzanej, czerwonej kanapie i patrzyła na wszystkie stroję, zgadując od jakich są projektantów. Nagle podszedł do niej chłopak z dużym aparatem i zrobił jej zdjęcie z zaskoczenia.
-Uśmiech!
-Heeej, kobietom nie robi się zdjęć bez uprzedzenia!- zażartowała Cara.
-Przepraszam, ale musiałem udokumentować twoją urodę na zdjęciu! I na dodatek, wszyscy chcą wiedzieć, kto t u mieszka- powiedział uprzejmie z naciskiem na słowo 'tu'.
-Mhm, akurat.- Cara droczyła się dalej.
-Jestem Zac Patton- przystojny chłopak wyciągnął do niej rękę.-A ty? Muszę ci jakoś wynagrodzić to zdjęcie, więc muszę wiedzieć jak się nazywasz!
-Sama nie wiem, czy zasługujesz na tę informację- zrobiła poważną minę i nic przez chwilę nie mówiła.-Cara Evans. Skąd wiesz, że tu mieszkam?
-Miło mi cię poznać, Caro.Tylko ty nie jarasz się tą imprezą, więc się domyśliłem.
-Aż tak to widać?-Spojrzała na niego ze zrezygnowaniem.-A więc robisz zdjęcia do gazetki szkolnej... I jesteś tu sam?
-No... tak. Jak zawsze. Pewnie weźmiesz mnie za totalnego frajera, ale jakoś nie chce na siłę zadawać się z elitą.
-Elitą? Czyli kim? Muszę się coś dowiedzieć na temat mojej nowej szkoły!
-A więc: Douglas Beatice, jego 'poddani' koledzy, Victoria Milstead i jej klony, czyli Melissa Zeigler i Kate Riley. Douglas i Victoria są parą. Widziałem ich, jak szli na taras.-Zac uśmiechnął się nieśmiało.
-Zapowiada się ciekawie- wymamrotała pod nosem.-Dziwne, że taki chłopak jak ty, nie ma wielu znajomych...
-Chłopak jak ja? Czyli jaki?
Carolyn nie wiedziała, co odpowiedzieć. Był tajemniczy... I przystojny... I miły. Po prostu miał zadatki na przewodniczącego szkoły, a tacy z a w s z e mają wielu kumpli.
-Jedyni dobrzy znajomi to chłopacy z zespołu. Reszta mnie 'zna' jak mają jakąś sprawę- dodał po chwili milczenia.
-Zawsze chciałam być w jakieś kapeli. Niestety, nie mam talentu muzycznego...-Cara od razy pomyślała o swojej siostrze. -Jaką muzykę gracie?
-Głównie rock.- Cara uśmiechnęła się do niego szeroko w odpowiedzi, bo często słuchała rocka.-Och, no już ustaw się, bo za dużo się o mnie dowiesz!- zażartował i zrobił jej zdjęcie.
~~~
Pan Evans pojechał odebrać Jade z lotniska. Carolyn strasznie się denerwowała. Rozejrzała się wkoło. Obok niej stał Zac grzebiąc w swoim aparacie. Noel śmiał się i rozmawiał z Douglas'em i jego kolegami. Już znalazł kolegów. Zdążyła stanąć oko w oko z elitą. Kompletnie nie rozumiała, co w nich nadzwyczajnego. Jedynie to, że Złoty Chłopiec (czyli Douglas, tak go nazwali z Zac'iem) był naprawdę przystojny.
Po chwili drzwi się otworzyły i do domu wszedł tata prosząc o wejście przybysza. Do środka weszła szczupła dziewczyna o długich kasztanowych , falowanych włosach i o idealnym profilu. Przywitała wszystkich nieśmiałym, promiennym uśmiechem. Pani Evans podeszła do niej i przytuliła ją do siebie. Następnie wzrok Jade powędrował w stronę swojej s i o s t r y. Cara patrzyła na nią przeszywającym wzrokiem i nie odwzajemniła uśmiechu. Nie miała ochoty nawet z nią rozmawiać. Po chwili wyszła na taras, za nią poszedł Zac.
-Coś nie tak? Nie przywitasz się z nią?
-Czemu mam się witać? Przez nią, mój świat wywrócił się do góry nogami. Jest mi neutralna. Tym bardziej, że dowiedziałam się o jej istnieniu pół roku temu.
-Oh... Nie wiedziałem-chłopak westchnął.
Carolyn opowiedziała mu całą historię. Czuła, że nikomu nie zdradzi jej sekretu. Zac podszedł do niej niepewnie i przytulił ją przyjacielsko.
-Dziękuję- wyszeptała.
-Nie masz za co. Wejdźmy do środka, już późno, zrobiło się chłodno. I tak jej nie unikniesz.
~~~
Przyjęcie już się skończyło. Z podjazdu odjeżdżało ostatnie auto. Jade rozmawiała właśnie z rodzicami i Noelem. Rodzice przywołali Care gestem. No trudno, 'I tak jej nie unikniesz'- krążyły jej w głowie słowa Zaca.
-O, jest i Carolyn!- zaszczebiotała mama.
-Cara, mamo. Wiesz, że nie lubię, jak ktoś do mnie mówi Carolyn- warknęła.
-Miło mi cię poznać!- powiedziała uprzejmie Jade.
Nie ma to jak poznać swoją siostrę w wieku siedemnastu lat. Cara westchnęła.
-Mi również- powiedziała z zaciśniętym gardłem.
-Masz szesnaście lat, tak?
-Mhm.
-Czyli jestem od ciebie starsza i młodsza od Noela. Bo Noel ma osiemnaście tak? Ale mam śliczną siostrę! Cieszę się, że mogę u was zamieszkać.- Jade spojrzała uprzejmie na Jessice i Michela z promiennym uśmiechem na twarzy, a potem na Carolyn i jej uprzejmość zamieniła się w groźne, wredne spojrzenie mówiące 'teraz to już tylko m o j a rodzina'.
Nie, to niemożliwe, że taka słodka i uprzejma dziewczyna spojrzała w takim sposób na swoją rodzoną siostrę. 'Pewnie mi się wydawało'- pomyślała Cara.
-Ja pójdę do siebie, padam z nóg. Przepraszam- powiedziała najszybciej, jak się da i wyszła z salonu.
~~~
Trzy dni później Cara zeszła na dół, na śniadanie. Jade siedziała już przy stole i jadła płatki śniadaniowe z mlekiem. Wyglądała jeszcze lepiej, niż kiedy tu przyjechała. 
-Cześć!- Zaszczebiotała na widok Carolyn.
-Hej. Smacznego.- Od wczoraj próbowała być miła dla siostry, bo rodzice zauważyli, że praktycznie się do niej nie odzywa. Z Noel'em nie było tego problemu, bo złapali wspólny język. F a j n i e.
-Dziękuję. Wiesz, Caro... Strasznie ci dziękuję, że jesteś taka wyrozumiała. Jesteś naprawdę wspaniała, mimo to, że się wprowadziłam i trochę zmieniłam twoje życie.
-No co ty, przestań-jej wzrok powędrował w stronę nadgarstka siostry i coś w niej pękło.-Masz moją bransoletkę! Dostałam ją od babci. Oddawaj!
-Leżała u mnie w pokoju, myślałam, że mogę ją założyć... była do niej dołączona...
-Wcale tam nie leżała! Miałaś czelność wejść do m o j e g o pokoju?!- Cara przerwała jej i zerwała bransoletkę z nadgarstka.- Myślisz, że wszystkich i wszystko mi zabierzesz? To jesteś w błędzie!
Jade odpowiedziała jej tylko łobuzerskim uśmiechem. Co to miało znaczyć? To też jej się wydawało? Carolyn wstała i pobiegła na górę.
-Dziś wychodzę z Victorią, Kate i Melissą. Jak rodzice wrócą, to im powiedz!- krzyknęła za nią Jade.
Carolyn stanęła jak wryta w połowie schodów i nie mogła wierzyć w to, co usłyszała.
-Słucham? Skąd je znasz?
-Poznałam na imprezie. Bardzo się polubiłyśmy. Wczoraj się dowiedziałam, że podobno są najpopularniejsze w TrentonDay, uwierzysz, że są moimi koleżankami?- spytała słodkim głosem.
Podobno? Jasne, wcale o tym nie wiedziała, przed poznaniem ich. Cara posłuchała tego wszystkiego, jęknęła cicho i poszła do swojego pokoju z bransoletką w ręku.

niedziela, 5 stycznia 2014

Prolog

Prolog
   Zmiany z lepszego na gorsze? A może z gorszego na lepsze? Zależy dla kogo. Przełom w rodzinie, otoczeniu, przyjaciołach... To może dobrze?  Czy Carolyn pokocha Trenton czy nie pogodzi się z opuszczeniem Nowego Jorku, w którym mogłaby spełniać swoje marzenia? Carolyn Evans chce i nie chce zapomnieć o przeszłości w swoim rodzinnym mieście... Tylko czy teraźniejszość nie okażę się okrutna? Może wręcz przeciwnie? Czas pokaże, bądźcie uważni.